W tylko dobrym humorze po spotkaniu z Hiszpanią mógł być Kamil Glik. Reprezentacja Polski zremisowała w meczu o wszystko 1:1 i wciąż ma szanse na wyjście z grupy E Euro 2020. – Z lekkim opóźnieniem, ale ten turniej dopiero się dla nas zaczyna – zapowiedział na antenie Telewizji Polskiej Glik.
Po porażce ze Słowacją 1:2 na inaugurację rywalizacji w grupie E biało-czerwoni dzięki sobotniemu remisowi wciąż liczą się w walce o awans do 1/8 finału. Niezbędne w tym celu będzie pokonanie w środę Szwecji.
– Przed tym meczem mało kto w nas wierzył, ale ja wierzyłem. Czasami trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby później zrobić kolejne do przodu. To była taka reprezentacja Polski, do jakiej się przyzwyczailiśmy. Graliśmy dobrze w defensywie. Oczywiście, trochę szczęścia trzeba mieć i to samo mówiłem na konferencji.Dzisiaj nam dopisało, bo rywale nie strzelili rzutu karnego. Zabrakło go z kolei przy strzale Karola Świderskiego i Roberta (Lewandowskiego). Cieszę się, że prawdziwy finał zagramy ze Szwedami
– skomentował 33-letni piłkarz włoskiego Benevento, Kamil Glik.
Nie ukrywał, że cieszyła go postawa zespołu w spotkaniu z Hiszpanią.
– Pokazaliśmy wielki charakter, momentami trochę też niezłej piłki i tej konsekwencji, z której reprezentacja Polski zawsze była znana. Mam nadzieję, że taką ją też zapamiętamy po tym turnieju. Wielu we mnie wątpiło.
– dodał.
Podkreślił też, że nieszczególnie przejmuje się krytyką mediów i kibiców, która spada na niego po mniej udanych występach.
– Przez trzy czwarte mojej kariery bardzo wielu ludzi we mnie wątpiło. Dzisiaj mam 33 lata, ponad 80 spotkań w reprezentacji, gram cały czas na, wydaje mi się, dość niezłym poziomie. Dla mnie najważniejsze jest to, że wierzę w siebie ja sam, wierzą trenerzy, dyrektorzy sportowi i moja rodzina, co jest oczywiście najważniejsze, a reszta jest tylko dodatkiem
– zaznaczył.
W tabeli grupy E prowadzi Szwecja z czterema punktami, druga Słowacja ma trzy, Hiszpania – dwa, a Polska – jeden.
Źródło: PAP, eurosport.pl