Biało-czerwoni, którzy w poprzedniej edycji czempionatu Starego Kontynentu wywalczyli brąz, jak na razie w tej edycji są niepokonani.
Rosjanie to co prawda wicemistrzowie olimpijscy z Tokio, ale teraz w ich składzie nie było dwóch czołowych atakujących – Maksyma Michajłowa i Wiktora Poletajewa. Na tę pozycję przesunięty został Jegor Kliuka, nominalny przyjmujący, a przed ćwierćfinałem – po kontuzji kolejnego atakującego Kiriłła Kleca – do zespołu dołączył awaryjnie Maksym Żygałow.
Biało-Czerwoni zagrali bardzo dobre spotkanie i w pełni zasłużenie awansowali do półfinału mistrzostw Europy siatkarzy, wygrywając w Ergo Arenie w Gdańsku/Sopocie 3:0 (25:14, 26:24, 25:19).
Polacy na mecz z Rosją wyszli bez Piotra Nowakowskiego. Najlepiej blokujący zawodnik ME miał problem z prawym udem. Od początku spotkania Biało-Czerwoni wywarli presję na rywalu bardzo mocną zagrywką. Tym samym odrzucili Rosjan od siatki. Do tego znakomicie grali blokiem. Mocne wejście na boisko miał Nowakowski, który już w pierwszej akcji popisał się piękną czapą. To była zapowiedź tego, co będzie czekało Rosjan w tym meczu. W pierwszym secie Biało-Czerwoni grali niemal perfekcyjnie i rozbili rywala 25:14. Polacy zdominowali rywala przede wszystkim zagrywką i atakiem. Bardzo dobrze grali też w obronie. Po pięć na sześć piłek skończyli Bartosz Kurek i Wilfredo Leon (obaj po 83 proc. skuteczności). W sumie Biało-Czerwoni skończyli 13 z 18 piłek (73 proc.). Sprawdziła się taktyka z celowaniem w Dmitrija Wołkowa. Ten w pierwszym secie miał tylko 17 proc. skuteczności w przyjęciu. Ekipa Tuomasa Sammelvuo po błędach oddała też Polakom aż osiem pkt.
W drugim secie Rosjanie się przebudzili i długo toczyła się walka punkt za punkt. To jednak oni pękli jako pierwsi. Polacy znakomicie bronili, a cuda w ataku wyczyniał Leon (skończył sześć z dziewięciu piłek – 67 proc). Dzięki temu w pewnym momencie prowadziliśmy już 19:14. Wtedy jednak nastąpiło rozluźnienie. Nasi siatkarze podali rękę rywalom i ci złapali kontakt (19:18), a za moment po serii świetnych obron doprowadzili do wyrównania (21:21). W rosyjskiej ekipie znakomicie w przyjęciu spisywał się Fiodor Woronkow, a w ataku szalał Jegor Kliuka, który skończył osiem z 11 piłek. Do tego dołożył jeszcze blok i w sumie zdobył dziewięć pkt. Po nerwowej końcówce to Polacy zdobyli decydujący punkt i wygrali tę partię 26:24. W naszej drużynie przyjęcie trzymał Michał Kubiak, który w końcu rozgrywał niezłe spotkanie.
W trzecim secie Biało-Czerwoni poszli za ciosem. Nie dali złapać Rosjanom wiatru w żagle. Utrzymali mocną zagrywkę, z którą rywale mieli potężne problemy, i dobrą grę w ataku. Fabian Drzyzga rozdawał piłki z wykorzystaniem wszystkich zawodników. Na trybunach i na boisku trwała zabawa, bo Polacy niesieni dopingiem rozbijali Rosjan, którzy popełnili w tym secie aż 11 błędów. Ostatecznie trzecią partię wygrali 25:19, a cały mecz 3:0.
Pod wodzą trenera Vitala Heynena Polacy sześciokrotnie wcześniej mierzyli się ze „Sborną” i bilans był remisowy. Ani razu jednak w tym czasie nie trafili na siebie w imprezie rangi mistrzowskiej. Ostatnio rywalizowali w czerwcu w pierwszej fazie LN i spotkanie zakończyło się wygraną mistrzów globu 3:1. Taki sam wynik padł w ostatniej aż do teraz, konfrontacji tych ekip w ME, a był nią pojedynek o brąz sprzed 10 lat.
W sobotnim półfinale, który zostanie rozegrany w katowickim Spodku, rywalem Biało-Czerwonych będzie lepszy z pary Czechy – Słowenia.
Współgospodarzami tegorocznych ME – poza Polską – są Czechy, Estonia i Finlandia.